Ukończyłam studia biotechnologiczne na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu. Byłam też stypendystką rządu francuskiego i swoją wiedzę z zakresu biofizyki pogłębiałam w Paryżu, w Institut National Agronomique. To taki kierunek nauki z pogranicza biologii i fizyki, w którym skupiamy się na procesach biochemicznych i biofizycznych w komórkach organizmów żywych.
Poznajemy i analizujemy procesy metaboliczne zachodzące w komórkach mikroorganizmów, a następnie wykorzystujemy je w produkcji między innymi leków, żywności, pasz czy biopestycydów. To niesamowita podróż w taki biologiczny mikrokosmos. Zawsze fascynowała mnie biologia molekularna, biofizyka, wszystko co dzieje się w komórkach. Tego nie widzimy gołym okiem, a ten świat jest przebogaty.
Od dzieciństwa. Zawsze mnie do koni ciągnęło. Poza tym urodziłam się w rodzinie z tradycjami hipicznymi, więc trochę nie miałam wyjścia. Mój dziadek i pradziadek zajmowali się hodowlą koni. W tamtych czasach konie, tzw. remonty, hodowano głównie na potrzeby wojska, ale moja rodzina hodowała również konie wyścigowe. Pradziadek w wolnym czasie jeździł konno po całej Polsce, dzisiaj nazwiemy to rajdami, i odwiedzał zaprzyjaźnione rodziny. Jako dziecko spędzałam wakacje w Michałowie u mojego wujostwa, gdzie na lato zjeżdżało się całe mnóstwo kuzynów. Wuj był dyrektorem stadniny i wielkim, zasłużonym hodowcą koni arabskich. Rozwinął również hodowlę koni maści tarantowatej. Te ostatnie kapitalnie prezentowały się w zaprzęgach. No i było kilka kucyków, na których zaczynałam edukację jeździecką, a gdy podrosłam, to przesiadłam się na zwinne konie arabskie. I tak to się zaczęło....
Niestety tylko od czasu do czasu. Chociaż, o ironio, najwięcej czasu spędzam teraz na zawodach i w stajniach, gdzie stosuję terapię magnetyczną u moich podopiecznych i zapoznaję z nią wszystkich chętnych. Ale uwielbiam jeździć konno, lubię zwłaszcza wypady w teren, gdzie biorę głęboki oddech. Tam ładuję baterie fizycznie i psychicznie, by móc wracać do pracy, tez z końmi.
Tak można to ująć. To nawet podwójne połączenie, bo moja pasja to i konie, i ten mikroświat komórkowy, w którym działa magnetoterapia. Od kilku lat zajmuję się zawodowo magnetoterapią weterynaryjną, jej promowaniem w świecie koniarzy. Zaczynam rozwijać ten temat również wśród lekarzy weterynarii i właścicieli małych zwierząt.
To prawda, bo magnetoterapia to pojęcie bardzo szerokie. Często kojarzone jest tylko z magnesami stałymi, znanymi jeszcze ze szkoły, albo z bransoletkami i wisiorkami. Co prawda w środowisku jeździeckim znane są od dawna wkładki magnesowe do ochraniaczy, czapraków czy derek. Ale to są magnesy ze stałym polem magnetycznym. Ja zajmuję się terapią zmiennym polem magnetycznym niskich częstotliwości – to bardziej zaawansowana technologia.
Wkładki magnesowe w derkach stopniowo rozluźniają mięśnie grzbietu, redukując tym samym napięcia. Wkładki magnesowe w ochraniaczach redukują opoje, a zakładane na stawy spowalniają procesy zwyrodnieniowe. Stałe pole magnetyczne ma działanie lokalne. Nie wszyscy jednak wiedzą, że jedna i stała częstotliwość fal w czasie i w przestrzeni powoduje z czasem przyzwyczajenie się organizmu do pola magnetycznego, a przyzwyczajenie to z kolei słabnący efekt terapeutyczny.
Zmienne pole magnetyczne niskich częstotliwości, przy odpowiednio dobranych parametrach, działa stymulująco na organizm, a dokładnie na komórki organizmu. Zmienne pole oznacza, że terapia nie odbywa się na jednej częstotliwości, ale na sekwencji zmieniających się częstotliwości w trakcie każdego zabiegu. Organizm nie przyzwyczaja się do pola magnetycznego, musi ciągle odpowiadać na wysyłane bodźce i nie kończy się to brakiem reakcji, co ma miejsce przy stosowaniu magnetoterapii ze stałym polem.
Niskie częstotliwości to emisja fal elektromagnetycznych od 1 Hz do 80 Hz, z opcją do podniesienia maksymalnie do 160 Hz. Ta ostatnia stosowana jest np. przy oparzeniach, źle gojących się ranach czy stawach rzekomych. Niskie częstotliwości gwarantują emisję w głąb tkanek miękkich i twardych aż do 20 cm!
Można powiedzieć, że nie zgłaszają zastrzeżeń. Często zasypiają podczas zabiegu, a niektóre, mówię tu o ogierach, rozluźniają się całkowicie...
Tak! Dokładnie mówiąc są to aplikatory, w których znajdują się liczne cewki, przez które płynie prąd. Mogą pomóc np. w zmniejszeniu stanu zapalnego, który jest bardzo głęboko i o którym nawet nie wiemy, bo jeszcze nie daje objawów. Dlatego regularne stosowanie terapii zmiennym polem magnetycznym o niskiej częstotliwości to doskonała profilaktyka!
Właśnie tak!
Ale to nie są czary! Magnetoterapia zmiennym, czyli inaczej pulsacyjnym polem magnetycznym niskich częstotliwości jest dziedziną tzw. medycyny fizykalnej, podobnie jak laseroterapia czy sonoterapia.
Jak najbardziej! Przez ostatnie 100 lat medycynę zdominowała farmakologia, czyli chemia, a przecież w naszych organizmach zachodzą również procesy fizyczne! Organizm należy rozpatrywać nie tylko na poziomie makroskopowym, czyli widzialnym gołym okiem, jak na przykład wymieniona przed chwilą rana czy też złamanie, zaczerwienienie albo wysypka, ale mikroskopowym, wręcz na poziomie kwantowym, zwłaszcza jeśli chodzi o energetykę ustroju.
Organizm możemy porównać do baterii elektrycznej, której działanie zależy od stopnia naładowania. Podstawą utrzymania zdrowia jest utrzymanie wysokiego poziomu energii życiowej i swobodny przepływ tej energii w organizmie. Deficyt energetyczny, czyli niedobór energii, jest wynikiem zakłócenia naturalnego pola magnetycznego, regulującego procesy biologiczne. Dochodzi do zaburzeń komunikacji wewnątrz i zewnątrzkomórkowej, powstania uszkodzenia struktur komórkowych, upośledzenia przemiany materii, a w rezultacie do zaburzeń procesów samoregulacji i regeneracji organizmu. Tak najprościej chodzi o to, że przez błonę cytoplazmatyczną przenikają substancje pokarmowe i tlen do wnętrza komórek, a w drugą stronę wydalane są substancje przemiany materii i dwutlenek węgla. Wszystko dobrze funkcjonuje, gdy błona cytoplazmatyczna utrzymuje swoje odpowiednie napięcie, a mitochondria, czyli centra energetyczne komórek produkują odpowiednią ilość energii potrzebnej do metabolizmu - oddychania, trawienia, przekazywania bodźców nerwowych, wytwarzania enzymów czy hormonów. Niestety, napięcia błony cytoplazmatycznej są często zachwiane na skutek przemęczenia, stresu, uszkodzeń mechanicznych tkanek czy napięć. Wówczas metabolizm organizmu przebiega nieprawidłowo, niedostateczna ilość tlenu powoduje, że siadają funkcje życiowe, gromadzą się toksyny i koło się zamyka. Przywrócenie stanu równowagi i samoregulacji w organizmie przynosi właśnie terapia zmiennym polem magnetycznym niskich częstotliwości. Magnetoterapia jednocześnie wspiera i uzupełnia leczenie farmakologiczne. To tak w wielkim skrócie …
Bo ja też uczę...Poza tym lubię dzielić się wiedzą. I jeśli ktoś decyduje się na zakup terapii magnetycznej Biomag Lumina Vet, to przyjeżdżam i prezentuję mu wszystkie programy. Mam też kilku przeszkolonych przeze mnie współpracowników, którzy pracują w tzw. terenie, czyli różnych rejonach kraju. Zawsze mogą przyjechać i zrobić zabieg, by klient poznał działanie magnetoterapii przed zakupem. Ostatnio zaczynają angażować się w edukację naszych klientów młodzi jeźdźcy. Cieszę się, że magnetoterapia zwierząt staje się codzienną praktyką w młodym pokoleniu. To daje ogromne perspektywy. Nasz Biomag Vet Team cały czas się rozrasta.
Działanie zmiennego pola magnetycznego jest bardzo szerokie. Firma Biomag dzięki wieloletniemu doświadczeniu i udoskonalaniu technologii, doborowi odpowiednich proporcji kształtów fal i zakresów częstotliwości, gwarantuje wiele efektów terapeutycznych.
Magnetoterapia działa przede wszystkim przeciwbólowo i przeciwzapalnie. Regeneruje organizmy po wysiłku, wspomaga gojenie ran i złamań. Rozluźnia napięcia w mięśniach. Ma też działanie detoksykacyjne, ponieważ przyśpiesza usuwanie kwaśnych metabolitów z organizmu. W ciągu ostatnich kilku lat wiele stajni wprowadziło magnetoterapię jako stały element profilaktyki i rehabilitacji koni. Korzystają z niej jeźdźcy konkursów Grand Prix, zawodów regionalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych, od pony do dużych koni, we wszystkich dyscyplinach jeździeckich.
Oczywiście, przecież oznaczają mnie w postach! Trudno wymienić wszystkich, ale najdłuższy staż mają konie Maksymiliana Wechty, Dawida Kubiaka, Andreia Shalohina i Olgi Sorokiny, Piotra Kaliszuka, Konstancji Lehmann, Wiktorii Lachowicz- Wołoszyn, Rishata Sabitova, Ilony Janas... Do tego terapia jest bardzo przyjazna zwierzętom, nie jest inwazyjna. Oszczędza bólu i stresu związanego z tradycyjnym leczeniem. Bardzo wspiera formę koni, odpowiednie programy relaksujące i regenerujące są bardzo często stosowane na zawodach. Jest też niezwykle pomocna w okresach „urlopowych”. Bo przecież to, co najważniejsze w sporcie, to być ciągle w formie.
Maria Heydel pracuje również ze szkołami fizjoterapii i rehabilitacji zwierząt, edukując przyszłych specjalistów z zakresu terapii zmiennym polem magnetycznym. Jest to Szkoła Rehabilitacji i Termografii Koni dr hab. Marii Soroko, Studium Fizjoterapii Zwierząt z dr n.wet. Pauliną Zielińską i Centrum Kształcenia Fizjoterapii Weterynaryjnej Koni przy klinice Equi Vet Serwis dr Macieja Przewoźnego.To ważna i świadoma grupa klientów firmy Bioway Sp. z o.o – Dystrybutora Biomag Vet, w której Maria Heydel jest dyrektorem ds. weterynarii.Osoby, które jeszcze się nie przekonały do magnetoterapii oraz te, które są zainteresowane taką formą rehabilitacji - zakupem, leasingiem, wynajmem zestawów czy przeprowadzeniem szeregu zabiegów - zapraszamy do kontaktu:
Maria Heydel
messenger: Vet Magnetoterapia
Facebook: Vet Magnetoterapia
Instagram: biomagvet